piątek, 16 stycznia 2015

Ile warte jest Nasze życie?

Ile razy usłyszała z moich ust "za chwilkę..", "no już moment", "pobaw się chwile sama" - pewnie nie zliczę. Życie mknie jak szalone, ciągle coś - ciągle coś ważniejszego do zrobienia. Zatracamy się w codzienności każdego dnia, nie widząc tego, co najważniejsze. Nie widząc ile szczęścia Nas otacza.

Jedząc sobotni obiad odruchowo wzięłam w dłoń gazetę i przeczytałam nagłówek. Biłam się z myślami czy przeczytać cały artykuł. Zazwyczaj nie potrafię dotrwać do końca, gdy czytam bądź słucham w telewizji o kolejnej śmierci dziecka...

Przeczytałam.. I dało mi to tyle do myślenia. 5 letnia dziewczynka, która do szpitala trafiła z gorączka, a zmarła dnia następnego.. Nie wiadomo co było przyczyną, brak badań, interwencji lekarza. To się po prostu w głowie nie mieści. Poczułam wtedy taki strach. Obawę.
Pragnęłam teraz przytulić mocno moją Olę.

Stwierdzicie, skoro jestem w domu cały czas z dzieckiem, jak może usłyszeć ode mnie wyżej wymienione słowa? Łatwo powiedzieć. Jesteśmy tylko ludźmi. Mamy obowiązki domowe, czasami zły dzień i marzymy o chwili oddechu. Nie usprawiedliwiam się, o nie. Staram się naprawdę każdą domową czynność robić tak, żeby Olę zainteresować. Gdy sprzątam, sprzątamy razem, gdy piorę, ona wrzuca swoje ubranka do pralki. Gdy gotuję, Ola szpera w szafkach i choć potem mam jeszcze więcej sprzątania, pozwalam jej. Ale mimo wszystko, czasami wypowiadam te słowa. I jak pomyślałam o tym trzymając w rękach gazetę po prostu zrobiło mi się przykro, wstyd.

A jeszcze bardziej dały mi do myślenia słowa ojca zmarłej dziewczynki. Ciekawość wygrała, chciałam zobaczyć jak wyglądała- nie wiem po co weszłam na profil, ale znalazłam tam bardzo mądre słowa, które zapadły mi w pamięć. I historia, która wzruszyła. Ojciec dziewczynki na wstępie napisał, że można udostępnić jego wypowiedź, więc chciałabym żebyście przeczytali:

"Naszła mnie taka nostalgia, z którą chciałbym się z Wami podzielić: po co żyjemy, albo nawet nie po co tylko dlaczego i ile jest warte nasze życie? Co robimy w tym naszym życiu i dla kogo...
Przeczytajcie do końca i jeśli się z tym zgadzacie to możecie udostępnić swoim znajomym...może uda mi się coś w Was zmienić choćby ciut to i tak będzie warto...
Ale może od początku...

We wtorek rano jestem w szpitalu, zmieniam Kamilę po ciężkiej nocy. Zostaję z Natalką na oddziale. Rozmawiamy, opowiadamy sobie różne historie, wspominamy, planujemy jak będzie jak wyjdzie ze szpitala... aż tu nagle pustka...z sekundy na sekundę Natalia nie odpowiada na moje pytanie...już nie odpowie...
Szok, niedowierzanie, to nie możliwe, to mnie nie dotyczy, takie rzeczy tylko w internecie i telewizji... ale niestety to prawda, to rzeczywistość. Brutalna, wchodzi w moje życie, odbiera to co jest dla mnie najcenniejsze, to z czego jestem taki dumny i chodzę z głową podniesioną mocno do góry, czego nic nie może zmienić...a jednak, ktoś i coś może...zabiera mi najukochańszą osobę na ziemi, osobę dla której żyłem, dla której zmieniałem moje życie, dla której przeprowadziłem się do Rybnika, której wybudowałem domek na drzewie w pokoju, którą zbierałem wszędzie gdzie się da, w góry, na kajaki, do disnaylandu, na zwykły spacer czy na rower, której obiecywałem, że razem wszystko możemy, że nie ma dla nas życzy niemożliwych...
Nagle wspólne plany i kolejne marzenia odpływają...

Teraz zastanówmy się jak my żyjemy? Zadajmy sobie pytanie po co? Dla kogo? Co chcemy robić? Jak to chcemy osiągnąć? W końcu czy to robimy? Jak to osiągamy?
Ile razy dzieci nas prosiły: mamusiu mogę "to", tatusiu pobawisz się ze mną? Pójdziemy na rower, na spacer, na sanki? Ile razy odpowiadamy: NIE! Nie chcę mi się, jestem zmęczony, byłem(am) w pracy...
A teraz idźcie i popatrzcie na swoje ukochane dziecko przez chwilę jak śpi, jak się bawi w swoim pokoju...pewnie same, bo ja oglądam tv, pracuję albo robię 100 innych rzeczy, albo nawet czytam ten cholerny tekst w internecie, siedzę na fb...

Kiedyś na kazaniu w Kościele ksiądz opowiedział taką historię która do dziś mi zapadła w pamięci:
"dziecko przychodzi do taty i prosi aby się z nim pobawiło, ten opowiada,
że jest zmęczony, że ciężko pracuje itp...
Po chwili chłopak wraca i.pyta tatę: " tatusiu ile zarabiasz na godzinę?"
Ten odpowiada: "a po co Ci takie informacje, że dużo..."
Chłopak nalega: "tatusiu ile!"
Tata odpowiada: "35zl na godzinę" myśląc że tym spławi chłopaka...
Ten odchodzi do swojego pokoju...
Po chwili przychodzi do taty, wyciąga ze skarbonki 35 zł i mówi: "tatusiu, tutaj masz 35zl chciałbym abyś teraz przez godzinę pobawił się ze mną...." smutne ale jakie prawdziwe...


A teraz wyobraźcie sobie, że już jutro może nie być kolejnej wspólnej chwili, że coś komuś może się przydarzyć, że jutro może nie nadejść...nie chcę nikogo straszyć ani nikomu tego nie życzę, ale ilu z Was teraz pomyślało to "to nie ja", "to mnie nie dotyczy", "mnie nie może spotkać takie nieszczęście"...
Ja też tak myślałem...


Kochajmy najbardziej jak tylko potrafimy, żyjemy na 110%, cieszmy się życiem , dawajmy siebie dzieciom i innym, nie odmawiajmy, kiedy ktoś coś o nas poprosi, szczególnie dziecko, spełniamy swoje marzenia, nie mówmy: "nie da się", "nie potrafię", "nie stać mnie", "dziś mi się nie chce", "może jutro..." bo kolejnego razu już może nie być, bo jutra już może nie być...
Kochajmy, przebaczajmy i cieszmy się życiem...kto wie ile nam go jeszcze zostało tu na ziemi... "


Chwyta za serce. Daję do myślenia. Wiem, że nie jesteśmy w stanie się zmienić z dnia na dzień. Ale ja postanowiłam, że będę dawać swojej rodzinie jeszcze więcej siebie. Będę celebrować każdą chwilę razem. Będę doceniać to, co mam. Przecież to, ile dajemy siebie naszym dzieciom ma odbicie w ich przyszłym życiu. Jesteśmy dla nich przykładem. To, co dostało od Nas, później da innym. Dlatego dawajmy wszystko, co najlepsze. Nie tylko dzieciom, ale i wszystkim dookoła. Dawajmy siebie, swój czas, swój uśmiech, swoje szczęście.
Bo jutra może nie być..





1 komentarz: